Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Kobiety w mundurze.

W Komendzie Powiatowej Policji w Szczytnie obecnie służbę pełni 31 kobiet. Pracują one na różnych stanowiskach i w różnych wydziałach od referatu patrolowo – interwencyjnego, referatu ruch drogowego, wykroczeń, profilaktyki społecznej, wydziału do walki z przestępczością gospodarczą i korupcją, aż po dochodzeniowo – śledczy. Zajmują one różne stanowiska, są w różnym wieku, posiadają ogromny bagaż doświadczeń, cele, marzenia i motywację w służbie. O tym dlaczego zdecydowały się założyć niebieski mundur i wypowiedzieć słowa Roty ślubowania, opowiedziały Tygodnikowi Szczytno.

    sierż. Joanna Manelska - Zespół Profilaktyki Społecznej, Wydziału Prewencji i Ruchu Drogowego, Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie 

Pedagog na policyjnym etacie

Sierżant Joanna Manelska to kolejna kobieta w mundurze, o której piszemy. Pani Joanna to doskonały przykład tego, że policja to instytucja, w której pracę można połączyć z pasją. A pasją pani Joanny jest profilaktyka, sztuka i dzieci. Droga do munduru pani Joanny prosta jednak nie była.

Sierżant Joanna Manelska ma 34 lata, w służbie jest od 5. Dziś pracuje jako referent w zespole profilaktyki społecznej.

Do policji wstąpiła pani...

Gdy miałam 29 lat, więc stosunkowo późno.

A wcześniej pani czym się zajmowała?

Byłam na przykład wychowawczynią w internacie Zespołu Szkół nr 3. Potem zajmowałam się też sprzedażą w prywatnej firmie. Pracowałam w Środowiskowym Domy Pomocy Społecznej w Jedwabnie jako instruktorka warsztatów teatralno-muzycznych.

Hmm, skąd ta policja zatem?

Pomysł na służbę w policji zrodził się u mnie dość dziwnie. Pierwszy raz ta myśl pojawiła się po urodzeniu pierwszego dziecka. Dość długo szukałam wówczas pracy w swoim zawodzie pedagoga. Kiedyś na spacerze z synem zauważyłam radiowóz, był to chyba 2014 rok, i nagle przez głowę przeszło, że ja kiedyś też takim samochodem będę jeździła. Potem ta myśl pojawiała się dość systematycznie, drążyła... Zaczęłam za nią podążać.

Kiedy zrobiła pani pierwszy krok w kierunku munduru?

Pierwszym krokiem była rozmowa z mężem. Nieco się zdziwił, ale zaczął bardzo mnie wspierać w tej decyzji. Jest laborantem, ja pedagogiem więc mieliśmy niewielką wiedzę na temat policyjnej formacji. Zaczęliśmy czytać, szukać informacji. W końcu złożyłam dokumenty. Najbardziej przerażający był dla mnie test sprawnościowy. Byłam akurat po urodzeniu dziecka, nigdy za sportem szczególnie nie przepadałam. Zaczęłam ćwiczyć, biegać, solidnie się przygotowywać fizycznie. W dniu egzaminu okazało się, że miałam tego dnia najlepszy wynik ze wszystkich, którzy do egzaminu przystąpili. Było to mój osobisty sukces.

Od urodzenia jest pani związana ze Szczytnem?

Nie. Pochodzę z Lubawy. Do Szczytna trafiłam za mężem, którego poznałam na studiach w Olsztynie. Wspólne doczekaliśmy się dwóch synów – 9 i 3 lata.

Mama w policji, to chyba nie jest łatwe połączenie?

Gdy odbywałam kurs podstawowy miałam już 3-letniego syna. I rzeczywiście nie było to łatwe. Na szczęście trafiłam do szkoły w Szczytnie. Weekendy mieliśmy wolne, więc gdy tylko przekraczałam bramę Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, byłam już w domu, z rodziną, dzieckiem. Było to naprawdę ogromne udogodnienie, bo moje koleżanki z kursu musiały do dzieci dojeżdżać nawet kilkaset kilometrów. A kurs trwał pół roku. Połączenie macierzyństwa z kursem nie jest łatwe, ale możliwe. Co tu dużo mówić, bez wsparcia męża, rodziny, czy przyjaciół nie dałabym rady. Były momenty zawahania. Na kursie miałam takie dwie chwile zwątpienia, że być może policja nie jest dla mnie, że nieco inaczej ją sobie wyobrażałam. Ale po rozmowach z mężem udało mi się te kryzysy przetrwać, zacisnęłam żeby. I dziś naprawdę nie żałuję. Bo szkoła, kurs to jedno, a praca w jednostce zupełnie co innego. Naprawdę policja, jako pracodawca, daje mnóstwo możliwości, każdy może znaleźć tu swoje miejsce. Po szkole trafiłam od razu do KPP Szczytno. Pierwsze służby, kontakt z ludźmi, pokazały mi, że jest to miejsce dla mnie. Widziałam, że jako policjantka mogę realnie pomóc potrzebującym. To naprawdę daje satysfakcję.

A z czego wynikały te pani zawahania podczas kursu podstawowego?

Głównie z tego, że w szkole mieliśmy bardzo dużo zajęć i pracy z kodeksami, teorią. Trochę przestraszyłam się tego, że nie będę miała w ogóle kontaktu z ludźmi. Na szczęście praca w jednostce to niemal wyłącznie praca z ludźmi. Patrole, dochodzenia, prewencja, w końcu profilaktyka społeczna. Odnalazłam idealnie pasujące do mojego wykształcenia i charakteru miejsce. Trwało to pięć lat, ale dziś zajmuję się właśnie tym, co kocham.

Co jest najtrudniejsze w pracy w policji?

Z mojego punktu widzenia najtrudniejsze są zdarzenia z udziałem dzieci. Każde. Kiedy ma się własne dzieci, to ogromny stres wywołują sytuacje, gdy widzi się, co może im się przytrafić, jak ludzie potrafią być bezduszni i bezmyślni. Nie chcę wchodzić jednak w szczegóły, bo zdarzenia z dziećmi są zawsze dość delikatne.

Godzi pani na co dzień pracę i dom?

Owszem, ale nie jest to łatwe (śmiech). Chodzi głównie o logistykę, aby skutecznie zabezpieczyć dzieci. Poukładać dzień to nie lada wyzwanie. Służba wymaga od nas często nienormowanego czasu pracy. Bywa, że ten żmudnie ułożony plan burzy się w jednaj chwili. Ale jak ma się wspaniałą rodzinę i przyjaciół, to zawsze znajdzie się jakieś bezpieczne i dobre rozwiązanie. Mam przy sobie wspaniałych ludzi i często korzystam z ich pomocy (śmiech). Przyjaciele, rodzina, koleżanki wspomagają mnie na przykład w tak prostym zadaniu, jak odebranie dziecka z zajęć dodatkowych. To tylko jeden z przykładów takiej pomocy.

A prywatnie sierżant Manelska, jakie ma hobby?

Wolne chwile uwielbiam spędzać aktywnie z dziećmi. Angażuję się też w różnego rodzaju akcje wolontaryjne, gdzie na przykład prowadzę animacje dla dzieci czy warsztaty teatralne. Uwielbiam też gotować, a szczególnie piec ciasta. Kuchnia to moje królestwo (śmiech). Odskocznia od codzienności. Ale najlepszy rosół na świecie i tak przygotowuje mój mąż Jarek. Nawet nasi synowie tak twierdzą.

Jak zareagowali pani bliscy na to, że została pani policjantką?

Doznali lekkiego szoku, bo jestem jedyną osobą mundurową w naszej rodzinie. Mama i tata bardzo to przeżywali. Bali się o moje bezpieczeństwo. Mają bowiem świadomość tego, że praca w policji dla kobiety może być niebezpieczna. Przyjaciele byli też nieco zdziwieni, tym bardziej, że zawsze widzieli, iż ciągnie mnie do dzieci, młodzieży. Ale od samego początku bardzo wspierali mnie w tej decyzji, za co im serdecznie dziękuję. Widzą, że ta praca daje mi spełnienie i zadowolenie, więc temat ryzyka nieco przygasł.

 

post.  Anika Pogorzelska  - Referat Patrolowo – Interwencyjny, Wydziału Prewencji i Ruchu Drogowego, Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie.

Mundur był moim marzeniem

 

Kontynuujemy nasz cykl artykułów o kobietach w mundurze. Tym razem przedstawiamy sylwetkę starszej posterunkowej Aniki Pogorzelskiej. - Mundur był zawsze moi marzeniem – zdradza. - Ale na początku myślałam o tym wojskowym – dodaje z uśmiechem. - Los jednak sprawił, że zostałam policjantką i naprawdę dziś tego nie żałuję.

Anika Pogorzelska to 29-letnia mieszkanka Szczytna. Z policją związana jest od 31 grudnia 2019 roku. To absolwentka Szkoły Podstawowej nr 6, Gimnazjum nr 2, Zespołu Szkół nr 2 w Szczytnie oraz filologii polskiej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie oraz zarządzania informacją na UMK w Toruniu.

Patrząc na pani wykształcenie, to szła pani bardziej drogą w kierunku dziennikarstwa niż policji...

(śmiech). Początkowo. Rzeczywiście najpierw chciałam zostać dziennikarką, pracować w jakimś wydawnictwie lub redakcji. Zrobiłam nawet licencjat z tego kierunku. Niestety, ten zawód rozczarował mnie pod względem znalezienia pracy. Trudno tam o dobre i stabilne zajęcie. Po licencjacie stwierdziłam, że spróbuję swoich sił w wojsku.

W wojsku?

Dokładnie tak. Mundur chodził za mną od dzieciństwa. I pierwszym wyborem był ten wojskowy. To było moje marzenie. Przeszłam rekrutację i dostałam się do służby przygotowawczej. Trwała ona 4 miesiące. W tym czasie zrobiłam sobie też przerwę od studiowania. Marzyła mi się służba w marynarce, najlepiej gdzieś w okolicach Trójmiasta. Niestety, chciano mnie wysłać do Giżycka, do pracy na poligonie. Zrezygnowałam. Poszłam na studia magisterskie do Torunia. Dałam sobie czas na dalsze wybory. Szukałam swojego miejsca (śmiech).

Skąd to zamiłowanie do munduru?

Mój tata jest policjantem, a wujek był komandorem marynarki wojennej. Nigdy od nich nie słyszałam nic złego na temat pracy w policji, czy w wojsku. Wiedziałam, jak te zawody wyglądają od kuchni i czego mogłam się spodziewać. Służby mundurowe to pewna praca. To stabilizacja. To naprawdę ważne. Poza tym zawsze podziwiałam ludzi w mundurach.

A mama?

Mama jest nauczycielką. Też widziałam, jak ten zawód wygląda od kuchni, więc w te ślady nie chciałam iść (śmiech). To nie jest tak, że nauczyciel pracuje 4 godziny dziennie.

Kiedy pani wstąpiła do policji?

Dokładnie 31 grudnia 2019 roku. Na kurs podstawowy trafiłam do szkoły w Słupsku.

Było jakieś zaskoczenie w zetknięciu z rzeczywistością formacji mundurowej, w porównaniu z tym, co pani usłyszała od taty i wujka?

Pierwszym zaskoczeniem było to, że trafiłam do szkoły w Słupsku, a nie w Szczytnie, którą miałam pod nosem (śmiech). Żartuję - oczywiście. Mam bardzo dobre wspomnienia z tego czasu. Mimo że nasz kurs z powodu pandemii został przerwany, na aż 7 miesięcy, co sprawiło, że do jednostki trafiłam dopiero po 11 miesiącach. W szkole w Słupsku duży nacisk kładziony jest na dyscyplinę i sprawność fizyczną. Była to dla mnie dobra szkoła życia.

Po szkole trafiła pani od razu do jednostki w Szczytnie?

Nie. Najpierw były oddziały prewencji w Olsztynie. Też nie było to po mojej myśli, ale trzeba było przyjąć to, co dawał los. Zabezpieczenia marszów, meczów... W OP jest zdecydowanie więcej mężczyzn niż kobiet. Był tam taki sam rygor, jak w szkole. To praca, która wymaga dużego poświęcenia czasowego i życiowego. Służby są codzienne, plus wyjazdy. Trafiłam akurat na czas wielu protestów w kraju, więc gdy szłam na służbę, nigdy do końca nie wiedziałam, gdzie będą ja pełnić.

Kiedy pani rozpoczęła pracę w Szczytnie?

W kwietniu 2021 roku. Służę w referacie patrolowo-interwencyjnym i ruchu drogowego. To zupełnie inna specyfika służby, choć dodam, że nie sądziłam, iż tak wiele zdarzeń jest w naszym powiecie.

Początkujący policjanci często mówią, że trudno pracuje się w miejscu, gdzie się wychowywało...

Nie mam z tym problemu. Lepiej znam teren. Mam jednak też świadomość tego, że prędzej czy później przyjdzie mi skontrolować znajomych, czy zapukać do ich drzwi. To małe miasto. Ale na razie coś takiego się jeszcze nie zdarzyło. Wiem, że praca z ludźmi jest coraz trudniejsza, ale wstępując w szeregi policji liczyłam się z tym, że nie wszyscy będą mnie głaskali po główce. Bywa, że jest to ciężka i stresują służba. Ale za to stabilna. Coś za coś. Równowaga musi być (śmiech).

Były już jakieś trudne interwencje?

Na szczęście jeszcze nie, ale pracuję w Szczytnie krótko i sporo może się jeszcze zdarzyć. Ludzie bywają nerwowi nawet przy zwykłej kontroli na przykład przy egzekwowaniu noszenia maseczek w pomieszczeniach, sklepach... bywa, że najpierw reagują agresją. Staram się jednak to przeczekać, nie iść na zwarcie, bo agresja tylko proteguje agresję i może skończyć się to źle. Przy wysłuchaniu i delikatniejszych interwencjach bywa, że ludziom robi się po prostu głupio, a potem nawet przepraszają za swój wybuch.

A prywatnie czym interesuje się starsza posterunkowa Anika Pogorzelska?

Jestem zagorzałym kibicem piłki nożnej. Często jeżdżę na mecze. Chyba odziedziczyłam to po rodzicach. Tata po pracy jest trenerem piłkarskim, a mama nauczycielką wychowania fizycznego. Sama nie gram w piłkę nożną, bo uważam, ze jest to dyscyplina dla mężczyzn. Grałam w siatkówkę kiedyś. Lubię też historię. Dużo czytam i oglądam seriale o tej tematyce.

Ulubiony zespół, piłkarz?

Głownie oglądam mecze naszej reprezentacji. A ulubiony piłkarz, to Robert Lewandowski rzecz jasna (śmiech).

Ma pani jakieś marzenia?

Aby ta praca dawała mi cały czas satysfakcję. Chciałabym naprawdę spełniać się w tej pracy i z niej cieszyć. Ale co życie przyniesie, to okaże się za jakiś czas...

 

 

Sierż. Justyna Magnuszewska  - Referat Patrolowo – Interwencyjny, Wydziału Prewencji
 i Ruchu Drogowego, Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie.

Sierżant z lizakiem i... szlifierką

„Dostrzegasz w lusterku migające niebieskie światła. Zatrzymujesz się grzecznie na poboczu, w duchu psiocząc na pecha. Ponownie zerkasz w lusterko i już wiesz, że pech może być większy niż sądziłeś, bo do twojego samochodu zbliża się policjantka...” Takie wpisy w internecie dowodzą, że w ocenie kierowców kobiety w mundurach są na drogach bardziej „niebezpieczne”. Tym opiniom zdaje się zaprzeczać sierżant Justyna Magnuszewska ze szczycieńskiej drogówki. Jej uroczy uśmiech i takt sprawiają, że kierowcy z uśmiechem przyjmują nawet najsurowszą karę. Tylko raz zdarzyło się jej, że ktoś odmówił przyjęcia mandatu i sprawą musiał zająć się sąd.

Kontynuujemy nasz cykl o kobietach w mundurze. Tym razem z „Tygodnikiem Szczytno” zgodziła się porozmawiać sierżant Justyna Magnuszewska, która w ruchu drogowym szczycieńskiej komendy powiatowej pracuje od maja 2019 roku.

                                                                                            Drogówka to był pani wybór?

Zdecydowanie nie. Już gdy starałam się o przyjęcie do policji niemal modliłam się, żeby tylko nie drogówka (śmiech). Marzyło mi się wykrywanie wielkich afer gospodarczych. Ale gdy naczelnik zaproponował mi drogówkę, pomyślałam: czemu by nie spróbować. Teraz bym tego już raczej nie zamieniła na nic innego. Mamy doskonałą atmosferę w referacie, pracują tu ludzie, którzy wiedzą, na czym polega ich służba i to daje dodatkową motywację. Atmosfera w zespole, tak jak w każdej pracy, jest ważna.

                                                                           Ilu funkcjonariuszy ma szczycieńska drogówka?

17 osób, w tym trzy kobiety.

 

Kiedy pani wstąpiła do policji?

Dokładnie 27 grudnia 2017 roku. Miałam wówczas 35 lat. Wiem, że to dość późno, ale była to przemyślana decyzja. Na kursie podstawowym byłam jedną ze starszych osób.

Przemyślana decyzja?

Owszem, bo mundur chodził za mną od bardzo dawna. Byłam przekonana, że wybiorę jednak ten zielony, wojskowy. Najważniejsza była i jest dla mnie rodzina, dlatego zwlekałam z wcieleniem tego marzenia w życie. Odchowałam dwóch synów i przyszedł czas na decyzję. Wojsko ma to do siebie, że można wylądować w różnych częściach Polski. Wybrałam stabilniejszą lokalizacyjnie opcję, czyli policję.

A wcześniej czym się pani zajmowała? Bo do 35 roku życia na pewno już się jakieś doświadczenie zawodowe zyskuje...

Przez sześć lat pracowałam jako barmanka, kelnerka. Potem przez 9 lat byłam pracownikiem biurowym w hurtowni zajmującej się sprzedażą alkoholu. To była praca z ludźmi, dzięki niej „nauczyłam się” ich. Wiem jak i z jakich powodów reagują na różne sytuacje. Potrzebują zrozumienia, wysłuchania. Była to dobra szkoła, która dziś przydaje mi się w służbie w policji.

Z tego, co wiem, pani mąż też jest policjantem, czy to miało jakiś wpływ na pani decyzję?

Gdy braliśmy ślub, nie był jeszcze policjantem (śmiech). Pracował w fabryce mebli. Ale prawda jest taka, że jego praca w policji miał też wpływ na moją decyzję. A to dlatego, że nigdy na nią nie narzekał. Zdarzało się, że wracał wkurzony, ale nigdy nie mówił, że jest źle, że chciałby pracę zmienić.

 

A jakie są pani odczucia? Czy po tych niespełna 4 latach służby nadal pani uważa, że był to dobry wybór?

Nie żałuję tej decyzji, tego wyboru. Jeszcze taki moment nie nastąpił (śmiech). Czasami tylko pojawia się myśl, że zdecydowałam się na to zbyt późno.

Gdzie pani była na kursie podstawowym, pierwsza jednostka?

Kurs miałam w Szczytnie, pierwsza jednostka to Komenda Powiatowa Policji w Szczytnie. Zawsze blisko domu (śmiech).

Policjanci często mówią, że najtrudniej pracuje się w środowisku, w którym się wychowywało, pracowało...

Przyznam, że nigdy nie odczułam jakiejś niechęci. Być może dlatego, że jestem osobą rozmowną i kontaktową. A poprzednie prace nauczyły mnie, że z ludźmi trzeba rozmawiać, nawet gdy rozmowy dotyczą trudnych tematów. Gdy ma się dobre i prawdziwe argumenty, zawsze trafiają. Owszem, gdy byłam jeszcze w prewencji, na początku mojej służby, dochodziło do różnych zabawnych sytuacji. Ludzie kojarzyli mnie bardziej z hurtowni alkoholowej i gdy zobaczyli w mundurze bywali dość zdziwieni. Zdarzało się, że musiałam komuś wypisać mandat za picie w miejscu publicznym. Pamiętam pana, który - gdy go pouczałam i karałam - mówił „no tak, ale wcześniej pani przecież sprzedawała alkohol, to powinna mnie pani zrozumieć”. Zawsze takie rzeczy obracam w żart, odpowiedziałam mu, że tak ma rację, ale nigdy nie mówiłem że można ten alkohol pić w miejscu publicznym. Może i są takie opinie, które pan wspomina, ale w mieście, w którym się wychowałam, mi osobiście pracuje się naprawdę dobrze. Myślę, że aby być dobrym policjantem, trzeba po prostu lubić ludzi. Wtedy ta praca nie męczy i daje ogromną satysfakcję.

Jak wygląda zderzenie rzeczywistości z pani wyobrażaniem pracy w policji?

Właściwie niczym się te dwie „wersje” nie różniły. Zaskoczyło mnie jedynie to, jak wiele osób jeździ samochodami, motocyklami, czy rowerami pod wpływem alkoholu po spożyciu, pod wpływem alkoholu. Oczywiście wiedziałam, że takie przypadki są, ale naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to taka plaga na drogach. Tyle się o tym mówi, pisze, apeluje, a naprawdę jest tego ogrom.

Kierowcy boją się kobiet w drogówce...

Nie słyszałam takiej opinii.

Naprawdę? Wystarczy odpalić Internet, poczytać, wsłuchać się w męskie opowieści..

Nie jesteśmy od tego, aby się nas bać. Być może ta opinia wynika z tego, że kobiety są bardziej dokładne, skrupulatne i trudniej z nimi „negocjować” karę za ewentualne wykroczenie (śmiech). Nie dajemy się zagłaskać i nabrać na komplementy, których przy kontrolach rzeczywiście nie brakuje. Wykonujemy swoje obowiązki służbowe i tyle.

Patrole drogówki, to kobieta i mężczyzna, czy kobieta i kobieta?

A to różnie bywa, wszystko zależy od ustawiania służb. Z reguły są to pary mieszane, ale zdarzało się, że miałam służbę z inną policjantką.

Reakcje kontrolowanych kierowców?

Różne, jak w życiu. Wszystko zależy od tego, jak podejdzie się do kierowcy i nie - ma co ukrywać - od jego humoru też. Bywa, że już na wstępie ktoś zaczyna krzyczeć, awanturować się, ale zdarzają się też i takie sytuacje, że po wypisaniu mandatu słyszymy szczere dziękuję za kulturalną interwencje z kokieteryjnym tekstem, że od tak pięknych policjantek to mandaty można by przyjmować każdego dnia. Praca w drogówce uczy pokory i tego, że do pewnych tekstów kierowców, ich zachowań należy podchodzić z dystansem. Najważniejsze to profesjonalnie wykonywać swoje zadania. Jesteśmy formacją która stoi na straży prawa, a gdy je egzekwuje, musi karać. Nie każdy musi nas kochać. Ważne, aby kierowcy jeździli przepisowo i bezpiecznie.

Najczęstsze grzechy kierowców w naszym powiecie?

Brak zapiętych pasów, rozmowa przez telefon i przekraczanie prędkości.

Jakie kary?

Brak zapiętych pasów to mandat w wysokości 100 zł i 2 punkty karne, rozmowa przez telefon to 200 zł i 5 punktów, a prędkość to już w zależności od jej przekroczenia.

Czy często zdarza się, że kierowcy nie chcą przyjąć mandatu?

Odkąd pracuję w drogówce miałam tylko jeden taki przypadek. Z reguły kierowcy doskonale zdają sobie sprawę ze swoich przewinień. Kiedyś, jadąc nieznakowanym autem, zatrzymaliśmy do kontroli 18-letniego kierowcę, który złamał przepisy aż na 14 punktów karnych. Podczas kontroli okazało się, że miał prawo jazdy od zaledwie trzech dni. Wiózł troje młodych ludzi. Początkowo był bardzo nerwowy i pewny, nie chciał przyjąć mandatu. W końcu go jednak przyjął. Ale to, co mnie pozytywnie zaskoczyło, to tekst, który usłyszałam od niego, gdy spotkałam go przy innej okazji. Powiedział mi, że wówczas być może mu i jego przyjaciołom uratowałam życie. To pokazało mi jeszcze bardziej, że nasza praca ma sens, jest potrzebna. Że kierowcy doskonale rozumieją nasze działania. Być może potrzebują na to czasu, ale rozumieją.

Ale pewnie bywają też trudne momenty...

Niestety tak. Najgorsze są wypadki. Wówczas widać ogrom tragedii. Ostatnio mieliśmy w patrolu dwa wypadki śmiertelne i to dzień po dniu. Najpierw na trasie do Dębówka zginęła młoda kobieta, a dzień później starszy mężczyzna w Lipowcu. Takie rzeczy bardzo mocno działają na psychikę. To tragedie wielu ludzi. Tych rodzin, ale i nas policjantów. Gdy w grę wchodzą też dzieci, to pojawia się mnóstwo pytań w głowie. Gdy jest się bezpośrednio na miejscu takiej tragedii wówczas inaczej na to wszystko się patrzy. Ogrom zniszczeń, śmierć, rany... To uczy pokory.

Może odejdźmy od tych smutnych rzeczy, jakie hobby ma sierżant Justyna Magnuszewska?

Szlifierka i wiertarka. ???

Uwielbiam odnawiać stare rzeczy, głównie meble. Szlifierka i wiertarka to moje podstawowe narzędzia pracy w domu. Odrestaurowałam już kilkadziesiąt krzeseł. Najstarsze pochodzi z 1964 roku. Z tego roku pochodzi też odnowiona biblioteczka. Wiem, że to dość nietypowe hobby, jak na kobietę, ale naprawdę uwielbiam to robić. Daje mi to ogrom satysfakcji i pozwala uciec od codzienności.

A są jeszcze jakieś marzenia do zrealizowania poza pracą w policji?

Pewnie, że są. Najbliższe realizacji obejmuje zakup motocykla i zrobienie prawa jazdy, by móc nim jeździć. Zgodnie z planem muszę to zrobić do 40 roku życia.

To ile pani jeszcze na to zostało?

Niewiele (śmiech), bo zaledwie dwa lata. Ale dam radę, bo mój wrodzony upór od zawsze pozwalał na osiągnięcie celu. Najpierw prawo jazdy, potem motocykl.

Jakiś szczególny motocykl?

Jakikolwiek, aby ducati. Sam dźwięk silnika jest przepiękny (śmiech).

Czy przed pracą w policji zdarzało się pani, jeżdżąc autem, naruszać jakieś przepisy o ruchu drogowym?

Przyznam się, że zdarzało mi się zapomnieć zapiąć pasy. Ale odkąd pracuję w drogówce i napatrzyłam się na to, co dzieje się na drogach, na kolizje i wypadki wiem, że zapięte pasy to szansa na przeżycie. Z tej perspektywy widzę, jak ryzykowałam i jaka nieodpowiedzialna byłam. Ale nigdy nie przekraczałam dozwolonej prędkości i do tej pory nie rozumiem, jak można zasuwać w terenie zabudowanym 100 km na godzinę. Jest to skrajnie nieodpowiedzialne, ale takie rzeczy niestety wciąż się zdarzają.

 

 Rozmowa z sierż. Lidią Podlecką -  policjantka z Referatu Patrolowo - Interwencyjnego, Wydziału Prewencji i Ruchu Drogowego,
Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie: 

Od fitnessu do pagonów


Sierżant Lidia Podlecka to kolejna kobieta w mundurze, o której piszemy.
Pochodzi z Jedwabna, a z policją związana jest od lipca 2018 roku. Jest
funkcjonariuszką referatu patrolowo-interwencyjnego komendy w Szczytnie.
Co ciekawe - ma niezwykły „dar” do ratowania ludzi. Mimo niezbyt
długiego stażu ma na koncie życie mężczyzny, którego wspólnie ze swoim
partnerem wyciągnęli z płonącego mieszkania, czy życie niedoszłego
samobójcy, którego przywróciła do życia...


Sierżant Lidia Podlecka ma zaledwie 30 lat, ale spore doświadczenie
zawodowe. Przed założeniem munduru miała własną działalność gospodarczą.
Prowadziła zajęcia fitness i taneczne. - Uwielbiałam to – wspomina. -
Skierowane były głównie dla dzieci. Najpierw w Jedwabnie, potem gminie,
a w końcu w całym powiecie. Naprawdę wkręciłam się w to bardzo mocno. I
dawało mi to wiele radości.
Ale, jak sama mówi, do policji nie trafiła z przypadku. - Byłam bardzo
sprawna fizycznie, potrafiłam słuchać i pomagać ludziom, dlatego wiele
osób mówiło mi, że świetnie odnalazłabym się w mundurowym zawodzie –
śmieje się pani sierżant. - Ta myśl zaczęła we mnie kiełkować.

Zdziwiona i dumna mama

W końcu pani Lidia spróbowała. Odważyła się wziął udział w procesie
rekrutacji. Wszystkie procedury przeszła bez najmniejszych kłopotów. W
wielu dziedzinach była nawet lepsza niż mężczyźni, którzy również
starali się o przyjęcie do policji.
- Gdy zostałam przyjęta, najbardziej zdziwiona była moja mama – śmieje
się pani Lidia. - Zdziwiona i przerażona. Bała się o mnie, bo wiedziała,
że praca w policji nie jest wcale taka prosta i bezpieczna. Teraz na
szczęście jest dumna i zadowolona, że jestem policjantką. Bywa, że
dzwoni do mnie i mówi, że znajomi ją zaczepiali i gratulowali mojego
wyboru – mówi.
Pozostali jej znajomi zareagowali normalnie na mundur, ale nic w tym
dziwnego, bo sami ją do tego namawiali. Dodatkowo mundur pani Lidii nie
jest obcy. Była druhną w OSP Jedwabno, a obecnie OSP Linowo.

Ogrom wrażeń i... zdarzeń

Co jest najtrudniejsze w pracy w policji? - Przyznam, że mnie zaskoczyła
liczba zdarzeń – opowiada. - Pracowałam wcześniej z ludźmi, ale nie
spodziewałam się, że w naszym powiecie może dochodzić do aż tak wielu
spraw, w które muszą być zaangażowani policjanci. Gros z nich to
naprawdę poważne zdarzenia. Najciężej jest wtedy, gdy przychodzi
interwencja, a z wezwania wynika, ze dzieje się tam coś naprawdę
niedobrego,  jedziemy na to i człowiek układ sobie w głowie, co tam może
zrobić, jak to ogarną, jest ta niepokojąca niepewność. Ale na szczęście
znika ona po dojechaniu na miejsce, bo wówczas trzeba działać, nie ma
czasu na rozmyślanie.

Dwa życia na koncie

Pani Lidia mówi, że nie miała kłopotu, aby dostosować się formacji
mundurowej. - Wiedziałam na co się piszę – mówi. - Jest tu pewien dryg,
rozkaz, ale mi to naprawdę odpowiada. Bardzo się cieszę też z tego, że
od razu trafiłam do pracy w powiecie szczycieńskim. Znam teren, ludzi.
To ułatwia. Praca w patrolówce też bardzo mi odpowiada, bo tu zawsze coś
się dzieje, jest coś nowego, a przy moim charakterze i aktywności to
idealna praca – śmieje się policjantka. - Każdy dzień jest inny. Nie ma
czasu na monotonię, czy nudę.
Sierżant Lidia ma wyjątkowy dar do ratowania ludzkiego życia. Mimo dość
krótkiego stażu pracy ma na koncie życie dwóch osób. Wraz z partnerem z
patrolu wyciągnęła mężczyznę z płonącego budynku, a innym razem odcięła
mężczyznę, który próbował się wieszać i przywróciła mu czynności
życiowe. Obie osoby żyją do dziś.

Hobby – wszechstronna aktywność

Prywatnie pani Lidia to narzeczona śpiewającego strażaka z KP PSP w
Szczytnie, znanego między innymi z występu w „Szansie na Sukces” Łukasza
Elbrudy. - Takie połączenie daje szanse na wspólne tematy, ale też
zrozumienie i wsparcie – mówi sierżant Podlewska. - Komuś, kto nie
pracuje w formacji mundurowej trudno zrozumieć specyfikę naszej służby,
gdzie grafiki i godziny pracy są bardziej orientacyjne niż realne. Poza
tym Łukasz jest doskonałym zawodnikiem jujitsu i systematycznie zabiera
mnie na treningi. Twierdzi, że jak będę ćwiczyła, to będzie mniej się o
mnie bał, bo dam sobie radę w każdej sytuacji. I coś w tym jest, bo na
razie daję radę – śmiech.
Pani Lidia biega, jeździ na rolkach i nadal uprawia fitness. - Lubię
wysiłek fizyczny – dodaje. - A sprawność naprawdę pomaga w pracy. Tak
samo jak empatia. To cecha, którą powinien mieć każdy policjant, bo
ludzie naprawdę oczekują od nas tego zrozumienia. Być może w pierwszej
chwili ich problemy dla nas są błahe, ale dla nich może to być akurat
cały świat. Trzeba ich wysłuchać, zrozumieć, ale być też bezstronnym.
Nie jest to też praca dla osób, które boją się krwi. Ale tego tematu
raczej nie będę rozwijała.

 

Rozmowa z st. post. Wiolettą Pichal -  policjantka z Referatu Patrolowo - Interwencyjnego, Wydziału Prewencji i Ruchu Drogowego,
Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie: 

 Kobiety w mundurze: Patroluje ulice... z marzeniami

Wioletta Pichal to doskonały przykład, że na spełnianie marzeń oraz
wstąpienie w szeregi policji nigdy nie jest za późno. - Warto marzyć,
ale jeszcze bardziej realizować swoje marzenia – mówi z uśmiechem
starsza posterunkowa. - Wbrew pozorom to dobry wiek na zmiany i
realizację marzeń – mówi. - Mundur wybrałam w pełni świadomie. I
naprawdę tego nie żałuję.




Starsza posterunkowa Wioletta Pichal to 44-letnia mieszkanka Szczytna.
Pracowała w sklepie, firmie produkcyjnej i banku. Do policji wstąpiła,
gdy miała już 42 lata. Służy w referacie patrolowo-interwencyjnym
wydziału prewencji i ruchu drogowego w Komendzie Powiatowej Policji w
Szczytnie. Pani Wioletta to absolwentka Szkoły Podstawowej nr 3, Zespołu
Szkół nr 1 w Szczytnie oraz Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na
kierunku ekonomia menadżerska.


Chyba dla wielu mieszkańców Szczytna pani mundur jest sporym
zeskoczeniem?


Rzeczywiście tak jest. Większość osób, które mnie znają z widzenia,
kojarzyła mnie z bankiem. Gdy więc widzą mnie na patrolu w mundurze, dla
wielu jest to zaskoczenie. Tym bardziej, że w powiecie szczycieńskim
pracuję dopiero od niespełna 3 miesięcy. Wcześniej służyłam w oddziałach
prewencji w Olsztynie.


Wybaczy pani, ale muszę o to zapytać, czy 42 lata to nie za późno na
takie drastyczne zmiany, wstępowanie do policji?


Na realizację marzeń nigdy nie jest za późno.

Policja była pani marzeniem?

Mundur chodził za mną od wielu lat. Ale wcześniej nie było czasu na to,
aby na poważnie przemyśleć tę sprawę albo życie dostarczało innych
rzeczy, nad którymi trzeba było się pochylić. Poza tym każda zmiana
wymaga też odwagi. Bywa, że trzeba do tego dorosnąć.


Mówi się, że jako 40-latkowie mamy już z reguły poukładane życie...

I chyba coś w tym jest. Zawsze byłam poukładaną i odpowiedzialną
kobietą. Mam kochającego męża Tomasza, 21-letniego syna. Rodzinnie
jestem spełniona. Zawodowo też się zawsze układało, była praca w
sklepie, firmie produkcyjnej, czy banku. Nie mogłam narzekać. Ale ten
mundur zawsze miałam gdzieś z tyłu głowy. W którymś momencie to na tyle
rozkwitło, że zrobiłam krok w tym kierunku.

Jak zareagowali bliscy, znajomi?

Było to dla nich dużym zaskoczeniem. Ale i mąż i syn bardzo mnie w tym
wspierali. Mąż jest dumny, że się nie poddałam i walczyłam o marzenia.
Kibicują mi nadal. Choć czasami też się martwią, bo wiedzą, że jest to
niebezpieczna praca. Wiedzą, z jakimi zagrożeniami się wiąże.

Syn pójdzie w pani ślady?

Mówi, że jeden mundur w rodzinie wystarczy  (śmiech). Wybrał
fizjoterapię.

Ma pani spore zawodowe i życiowe doświadczanie, czy to pomaga w służbie?

Zdecydowanie tak. Po pierwsze jest to świadomy wybór, a nie decyzja
dyktowana chwilą, impulsem, czy ciekawością. Przed wstąpieniem do
policji wiele czytałam o służbie, rozmawiałam z policjantami. Byłam
świadoma tego, co wybieram. Że nie jest to, wbrew pozorom, łatwy zawód.
Że stawia mnóstwo wymagań. Ale z drugiej strony, po pracy w różnych
firmach, mogę docenić stabilizację i pewność, jaką daje służba w
policji. Poza tym, nie ma co ukrywać, że zarobki w policji na tle
naszego powiatu są naprawdę zadowalające. To stabilna, choć
niebezpieczna i odpowiedzialna praca. Trzeba mieć tego świadomość.

Dlaczego?

Każda moja decyzja ma wpływ na osobę, w stosunku do której prowadzę
czynności. Ma wpływ na mnie, moją rodzinę, mojego partnera. Nie może być
tu przypadku. Wszystko musi być w zgodzie z prawem i procedurami
bezpieczeństwa. Ktoś, kto patrzy na naszą służbę z zewnątrz, nie zawsze
to dostrzega. Praca w oddziale prewencji w Olsztynie nauczyła mnie, że
zawsze trzeba być czujnym, bo naprawdę wszystko może się wydarzyć.

Zaczynała pani swoją przygodę z mundurem w oddziałach prewencji w
Olsztynie, tak?


Tak, wstąpiłam do policji w 2018 roku. Przez półtora roku pracowałam w
prewencji. Byłam jedyną kobietą w plutonie i jedną z nielicznych kobiet
w kompanii. Ale uprzedzę pana pytanie, nie byłam wcale najstarszą
policjantką. W moim plutonie były głównie osoby w średnim wieku, czyli
już dobrze po 30., a nawet 40. I każde z nas mówiło, że była to
przemyślana decyzja. Że służba w policji to szansa na stabilizację.
Myślę, że doświadczenie życiowe pomaga w tej pracy, bo ma się szersze
spojrzenie na pewne sprawy. Widzi się więcej. Przepisów można się
nauczyć, ale wyczucie, wiedza życiowa przychodzą z czasem.

Jak wyglądało pani wyobrażenie o policji i zderzenie z rzeczywistością?

Właściwie niczym się nie różniły, nie było rozczarowań, bo naprawdę była
to świadoma decyzja poprzedzona rozmowami z policjantami, czy czytaniem
o pracy w policji.

A podczas tych rozmów sami policjanci nie zniechęcali do munduru?

Były różne opinie. Ale doświadczenie życiowe i zawodowe pozwoliło mi
uczciwie odczytać te opinie. W mojej ocenie było więcej elementów na
tak. Po wstąpieniu do policji okazało się, że można znaleźć szczęście i
radość w pracy. Naprawdę tak właśnie jest w moim przypadku.


Miała już pani jakieś trudne sytuacje na służbie?

Dwa tygodnie temu uczestniczyłam w czynnościach, dotyczących zdarzenia,
gdy pewna kobieta poważnie raniła nożem swojego konkubenta. To
uświadomiło, że może być bardzo niebezpiecznie. Takie obrazy zostają w
głowie. Groźnie bywało też podczas służby w oddziałach prewencji w
Olsztynie, gdy na przykład zabezpieczaliśmy jakiś marsz, mecze, czy inne
wydarzenia, podczas których gromadził się tłum. Pamiętam, jak 11
listopada 2020 roku w Warszawie zabezpieczaliśmy marsz niepodległości.
Przy Stadionie Narodowym czekali na nas kibice. Szli w naszym kierunku,
a my w ich. Leciały kamienie, płyty, race. Naprawdę było groźnie. Ale
cóż, taka to specyfika tej służby. Wiedziałam, na co się piszę.


A prywatnie czym się pani interesuje, jak odstresuje po pracy?

Uwielbiam brać udział w biegach ekstremalnych. Mam na sobą runmagedon,
triatlon. W triatlonie zajęłam nawet pierwsze miejsce w swojej
kategorii. Dobra książka i rodzina pozwalają uciec głowie od codziennej
służby. Warto mieć taki bufor bezpieczeństwa. Ale to też przychodzi z
wiekiem (śmiech).

 

 

Rozmowa z asp. szt. Agnieszką Warowną - Kierownik Referatu Dochodzeniowo - Śledczego II, Wydziału Kryminalnego,
Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie:

Kobiety w mundurze

Wojskowy, policyjny czy strażacki uniform dawno przestał być strojem wyłącznie męskim. W mundurowych zawodach kobiety sprawdzają się doskonale, czasem znacznie lepiej niż mężczyźni. Także w szczycieńskich służbach nie brakuje przedstawicielek płci nadobnej. Im właśnie poświęcamy kolejny cykl artykułów.

Detektyw w spódnicy

Aspirant sztabowy Agnieszka Warowna to jedyna kobieta w kadrze kierowniczej Komendy Powiatowej Policji w Szczytnie. Jest kierownikiem referatu dochodzeniowo – śledczego II wydziału kryminalnego. Już sama nazwa brzmi groźnie. Ale ta urocza, filigranowa blondynka na groźną nie wygląda, a jej uśmiech potrafi „rozbroić” niejednego przestępcę. Jak wygląda praca kobiety w policji? Pani Agnieszka zdradza „Tygodnikowi Szczytno” szczegóły swojej służby.

Agnieszka Warowna do policji wstąpiła w 2002 roku. Miała wówczas zaledwie 23 lata i była już na studiach prawniczych. - Ale pracę w policji, jako cywil, rozpoczęłam cztery lata wcześniej - wspominana. - Zaledwie miesiąc po zdaniu egzaminów na uczelnię w Lublinie, w moim rodzinnym mieście. Studiowałam prawo na UMCS.

Do tego, aby założyć mundur, panią Agnieszkę przekonał jej tata, policjant. - Powiedział, że będzie fajnie i dałam mu się namówić – śmieje się aspirant sztabowa. - Mówię to dziś pół żartem, ale rzeczywiści tak było. Ten zawód intrygował mnie od dziecka. Wydawało mi się, że będzie tam dużo prawniczych rzeczy, że będzie to taka poukładana praca...

Praca fajna, rygor mniej...

Na kurs podstawowy pani Agnieszka trafiła do Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. - I przyznam, że średnio mi się to miasteczko wówczas podobało, ale dziś doceniam jego spokój i piękno tych terenów – mówi policjantka. - Na kursie byłam osiem miesięcy i tego, co najmniej podoba mi się w tej pracy, doświadczyłam właśnie wtedy, gdy drażnił mnie ten dryg, ta musztra policyjna. Że rozkaz trzeba po prostu bezwzględnie wykonać. Musiałam się do tego przyzwyczaić, a przyznam, że nie było to łatwe – dodaje z uśmiechem policjantka.

Mimo że Szczytno nie przypadło pani Agnieszce od razu do gustu, to już rok później związała się z nim na stałe. Zadecydowały o tym sprawy rodzinne.

Od „rodzynka” do ilościowej dominacji

Służbę pani Agnieszka zaczęła od prewencji, był też epizod z wydziałem konwojowym, ale w Szczytnie trafiła od razu do wydziału dochodzeniowo–śledczego, w którym pracuje do dziś. Obecnie jako jego szefowa.

Gdy rozpoczynała pracę w policji była jedną z nielicznych kobiet w mundurze. Na pewno jedyną w powiecie, w wydziale śledczym. W województwie było ich zaledwie kilka.

- Dziś w moim wydziale jest więcej kobiet, tak naprawdę mamy tylko jednego mężczyznę, ale przyznam, że łatwiej dowodzi się mężczyznami – zdradza. - Choć, oczywiście, wiele zależy od indywidualnych cech i przełożonego, i podwładnego. Więc chyba nie warto tego uogólniać.

Inwazja pań trwa już 11 lat

Kobiety do policji masowo zaczęły wstępować od 2010 roku. Wcześniej nie miały odwagi, ale szlaki przecierały im właśnie takie funkcjonariuszki, jak pani Agnieszka. Służba to nie brawurowe pościgi. To intelektualna rozgrywka, w której trzeba łączyć pozornie nieistotne fakty i wyciągać wnioski, by rozwikłać kryminalne zagadki. - Dziś siła mięśni nie ma już takiego znaczenia – mówi Agnieszka Warowna. - Liczy się zdecydowanie bardziej siła intelektu, spostrzegawczość, szersze spojrzenie na dowody i dokładność, skrupulatność. A nie ma co ukrywać, że nam - kobietom tego nie brakuje. Za moich początków kobieta w mundurze to była rzadkość, dziś to już normalność.

Odstresowujący...  porządek

Ale nawet w takiej niewielkiej komendzie powiatowej, jak w Szczytnie stresujących wydarzeń nie brakuje. - Pracowałam w starych posterunkach w Dźwierzutach, czy Pasymiu. Specyfika służby w takich niewielkich, terenowych jednostkach, ale tez i w komendzie powiatowej sprowadza się do tego, że zajmujemy się sprawami o najróżniejszym ciężarze gatunkowym: od kradzieży kur, kaczek, gęsi, aż po zabójstwa – wspomina policjantka. - Takie są realia. Każda sprawa jest inna. Bywa, że stres jest ogromny. Każdy funkcjonariusz ma pewnie swój sposób na rozładowanie napięcia i emocji. Ja wszystko zostawiam dla siebie, nie dzielę się tym z nikim, ale za to dużo sprzątam w domu (śmiech). Wówczas wyżywam się i jest mi nieco lżej. Kiedyś moja koleżanka policjanta opowiedziała mi taką historię, że po jakimś zdarzeniu była u psychologa, a ten ją zapytał, jak radzi sobie ze stresem. Odpowiedziała mu, że sprząta. A on dopytał, a jak często. W odpowiedzi usłyszał: codziennie (śmiech).

Kultura i stanowczość

Przez lata służby pani Agnieszka miała do czynienia z wieloma sytuacjami. - Warto jednak podkreślić, że mimo moich niewielkich rozmiarów nigdy nie miałam problemów z brakiem autorytetu – wspomina z uśmiech. - Moich podwładnych traktuję po przyjacielsku, ale polecenia wydawane są kulturalnie, ale stanowczo. Zawsze je też egzekwuję. Naszą pracę trzeba traktować poważnie, bo od naszych działań często zależy czyjeś życie.

Kobieta hamuje agresję

O ile koledzy i koleżanki z pracy panią Agnieszkę traktują z szacunkiem, to jak na atrakcyjną blondynkę w mundurze reagują przestępcy?

- Naprawdę przez te wszystkie lata służby nie miałam większych kłopotów z realizacjami zatrzymań – mówi aspirant sztabowa. - Owszem zatrzymywani byli często zaskoczeni na mój widok. Ale to, że jestem kobietą, hamowało też ich agresję. Nie ukrywam, że zdarzały się też jakieś komentarze, może z dwie niemiłe sytuacje, ale cóż - taka to nasza praca. Musiałam się do tego przyzwyczaić i nie brać tych uwag do siebie. Na początku pracy w policji kobieta w mundurze robiła wrażenie, dziś to spowszedniało. Policjantki są tak samo przygotowane do służby, jak ich koledzy. Często są nawet znacznie sprawniejsze niż mężczyźni, ale po raz kolejny podkreślę, że to zależy od indywidualnych cech i wolę tego nie uogólniać.

Nie da się odciąć od dramatów

Jak mówi pani Agnieszka najtrudniejsze sprawy to te z udziałem dzieci. - Myślę, że potwierdzi to niemal każdy policjant – mówi. - Wykorzystywanie seksualne małoletnich, wypadki, czy inne tragedie z ich udziałem na zawsze pozostają w głowie. Osobiście do tej pory nie mogę „wyrzucić” z siebie tego, co stało się na przykład na Władysława IV w Szczytnie, gdzie doszło do wypadku z udziałem małych bliźniąt. Miałam wówczas dyżur oficera kontrolnego, byłam na miejscu i do tej pory pamiętam każdą rysę twarzy tych chłopców. Nasz zawód bywa naprawdę trudny. Pamiętam też zabójstwo z 2019 roku z ulicy Piłsudskiego w Szczytnie, gdy brat udusił brata. W głowie mam też brutalne pobicie w jednym z pubów w naszym mieście. Sprawcy zmasakrowali młodego mężczyznę. Miał naderwane ucho, ranę tłuczoną policzka... Takie dramaty nie pozostają bez znaczenia, wpływają na nasze, indywidualne postrzeganie rzeczywistości.

Bilans dodatni

Służba w policji daje też wiele satysfakcji. - To przede wszystkim szansa na poprawę życia wielu ludzi – mówi pani Agnieszka. - Mimo tego ogromu tragedii ma się też świadomość, że nieco naprawia się ten świat. Pewnie, że całego nie da się zmienić, ale nawet jedno uratowane dziecko, jedna tragedia mniej, jeden przestępca za kratami więcej, to już sukces.

Czy praca w policji to zajęcie dla kobiet? - Jak najbardziej! – odpowiada bez wahania pani Agnieszka. - Warto wstąpić do służby, bo to sprawdzenie siebie, ale też możliwość niesienie dobra. Może brzmi to patetycznie, ale naprawdę tak jest. Poza tym nasza praca to ciągły rozwój i brak rutyny. Tu każdy dzień jest inny. Bywają różne dni, lepsze, gorsze, ale ogólny bilans jest na plus – dodaje z uśmiechem policjantka. - Jestem tego dobrym przykładem. Zakładałam, że popracuję w tej formacji niezbędne minimum czyli 25 lat, ale dziś chcę zostać tu jak najdłużej. Chyba nie umiem być kurą domową, choć moja rodzina, moje córki, są dla mnie całym światem. Uwielbiam spędzać z nimi czas. Ale ta praca daje też taką możliwość. Trzeba tylko nauczyć się zachować pewne proporcje...

Wyk. Redaktor Naczelny Tygodnika Szczytno.

 

  • asp. sztab. Agnieszka Warowna
  • st. post. Wioletta Pichal.
  • sierż. Lidia Podlecka
  • sierż. Justyna Magnuszewska
  • post. Anika Pogorzelska
  • post. Anika Pogorzelska
  • sierż. Joanna Manelska
Powrót na górę strony